Hejo.
Wiem,
miała być w sobotę, ale akurat w ten dzień idę na akcję charytatywną. Fajnie
jest pomagać ludziom :)
Miniatura
nie jest specjalnie górnolotna, ale lubię ją i ciszę się z czytania jej na
nowo. Ma kilka części. Nie wszystkie napisane - większość jest w głowie.
Dedykuję
wszystkim, którzy skomentowali poprzednią notkę. Trochę mi smutno, że było tak
dużo wyświetleń, a tak mało komentarzy...
Kolejna
część w sobotę - tym razem na pewno. (No, chyba, że mi coś wypadnie - wtedy
wcześniej lub później).
Miłego
czytania. (Mocna inspiracja filmem „Sześć dni,
siedem nocy”. Nie cierpię romantyków, jednak robię wyjątek dla tego cuda :))
Pozdrawiam,
Halt Wenner :)
PS:
Jeżeli wyłapiecie błędy to piszcie – nie lubię skubanych :)
PS dla
Karolinki: Wejdź czasem na skype'a, bo nudzi mi się :)
***
Było już dobrze po północy, kiedy Hermiona
Granger wróciła do domu.
Zdjęła z szyi szalik, odkładając go na małą
półkę przy drzwiach. Zima zaskoczyła anglików, opuszczając pierwsze płatki
śniegu pod koniec października. Nikt nie cieszył się z takiego obrotu spraw –
zwłaszcza Hermiona, która upodobała sobie ciepło i słońce. Potarła parę razy
zmarznięte ręce, zdejmując z nóg brązowe kozaki.
Spojrzała na zegarek, stojący w przedpokoju,
który wskazywał godzinę za dziesięć pierwszą. Przeklęła w duchu, modląc się, by
Ron już spał. Ostatni tak późny powrót z pracy, skończył się wykładem
rudzielca, odnoszącym się do jej rzekomego przepracowania.
Kobieta prychnęła cicho pod nosem, kierując
swoje kroki ku kuchni. Ona i przepracowanie? Czy to jej wina, że została szefową
Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów? Hermiona dobrze
wiedziała, że jest to jeden z tych departamentów, bez których Ministerstwo
sobie nie poradzi. Kontakty z innymi krajami były tak samo ważne, jak sprawy
państwowe, i ona dobrze o tym wiedziała.
Szybko wstawiła wodę na herbatę. Dlaczego Ron
nie mógł zrozumieć, że stawia pracę na pierwszym miejscu? On także poświęcał
większość swojego czasu karierze. Szef Departamentu Magicznych Gier i Sportów
było wyróżnieniem, na które czekał całe osiem lat, i nic nie zapowiadało, że
szybko zejdzie z tego stanowiska.
Zalała wrzątkiem herbatę i wsypała łyżeczkę
cukru. Kiedy już miała ponieść kubek, by się napić, do jej uszu doszło pełne
pretensji zdanie:
- Znowu późno wróciłaś. – Ron stał, opierając się
o framugę drzwi. Założył ręce na piersi, wpatrując się z naganą w kobietę.
Hermiona zarumieniła się lekko, nerwowo poprawiając sterczący lok.
- Ron – zaczęła przymilnie, nakładając na twarz
najpiękniejszy uśmiech – przecież wiesz, że mam odpowiedzialną pracę.
Mężczyzna prychnął głośno, wyrażając swoje
zdanie o jej pracy. Podszedł do stołu, siadając na krześle. Złączył ze sobą
czubki palców, wbijając w Hermionę poważne spojrzenie niebieskich oczu.
- Kiedy ostatnio spoglądałaś w lustro? – zapytał
lekko. Hermiona nieco się zdziwiła, ale spokojnie odpowiedziała.
- Dzisiaj rano.
- I co widziałaś?
Zastanowiła się chwilę nad tym pytaniem. W
sumie… nie przyglądała się sobie dokładnie, sprawdzając tylko, czy niesforne
loki są dobrze spięte. Jej rumieniec pogłębił się, kiedy uświadomiła sobie
prawdę – nie chciała na siebie patrzeć, ponieważ wiedziała, co zobaczy.
- No właśnie. – Weasley triumfalnie wstał z
krzesełka, kierując się do sypialni. Zatrzymał się w progu, spoglądając za
siebie ze smutkiem. – Chciałbym zobaczyć prawdziwą Hermionę, a nie pracującą
maszynę. Daj znać, jak ją znajdziesz. – Po czym prędko wyszedł, zostawiając
kobietę z burzą myśli.
*
Następny dzień przyniósł ze sobą wiele zmian,
które miały pozytywnie wpłynąć na życie Hermiony i Rona. Przynajmniej tak się
mogło zdawać…
Kobieta wysłała do pracy sowę, że bierze
trzytygodniowy urlop. Przez pięć lat, odkąd przejęła Departament, nie
skorzystała ani razu z wakacji, dlatego chciała to teraz nadrobić. Zafiukała
także do Johna Ernesta, zastępcy Rona, wyjaśniając mu, że jej chłopak bierze
urlop. John z uśmiechem życzył im miłego wypoczynku, co tylko poprawiło nastrój
Hermiony.
Kiedy wróciła do domu, postanowiła zrobić chyba
najtrudniejszą rzecz.
Weszła do łazienki, uprzednio pieczętując ją
odpowiednimi zaklęciami. Z ciężkim sercem policzyła do dziesięciu, po czym
odwróciła się w stronę lustra. O mało co nie krzyknęła, kiedy zobaczyła tam
swoje odbicie.
Pobladła cera, mocno podkrążone oczy i bardziej
niesforne, niż zazwyczaj, włosy.
- Nic dziwnego, że połowa Ministerstwa uciekała
z krzykiem – mruknęła do siebie, przypominając sobie wystraszoną minę Harry’ego
oraz dławiącą się kawą Ginny.
Wzięła do ręki różdżkę, kierując ją na oczy.
Jednym zaklęciem pozbyła się sińców, zaś drugim przywróciła im zdrowy blask.
Zraz potem wykonała jeszcze parę ruchów, dzięki którym wróciła do „starej
Hermiony”. Zostawiła tylko włosy, które za nic nie chciały się rozplątać.
Właśnie miała przyciąć za długie paznokcie,
kiedy do drzwi łazienki zaczął dobijać się Ron.
- Hermiona! Otwórz, zaraz się spóźnię do pracy!
Kobieta uśmiechnęła się zwycięsko, puszczając do
swojego odbicia perskie oczko.
- No – mruknęła zadowolona – czas na wielkie
show!
*
Ron siedział w kuchni, wpatrując się w swoją
dziewczynę z osłupieniem.
Nie dość, że Hermiona wróciła do jako takiej
normalności, to jeszcze chce mu wmówić, że wzięła trzytygodniowy urlop.
Dwadzieścia jeden dni bez pracy. I Hermiona. To musiał być podstęp. Albo
październikowe Pirma Aprilis.
- Żartujesz? – wydukał w końcu, kiedy zachwycona
kobieta skończyła mówić. Teraz roześmiała się wesoło, a Ron zaczął się
zastanawiać, czy aby przypadkiem ktoś nie podmienił mu dziewczyny.
- Mówię poważnie – odparła, ciągle się
uśmiechając. Po raz pierwszy, od bardzo długiego czasu, miała wyśmienity humor.
Po chwili i twarz mężczyzny rozświetlił uśmiech,
kiedy zrozumiał, że Hermiona nie kłamie. Szybko wstał z krzesła, podchodząc do
niej i porywając do góry, by razem zawirować na środku kuchni.
- Ron, wariacie! Puść! – Śmiała się kobieta,
przytulając swojego chłopaka. On tylko trzymał ją mocno, szczęśliwy do granic.
- Lecimy na wakacje! – oznajmił stanowczo,
puszczając Hermionę na ziemię. Była gryfonka spojrzała na niego z
powątpiewaniem, lecz jej także przypadł do gustu ten pomysł.
- Wakacje? – spytała, zakładając ręce na piersi.
- Tak. Już, teraz, zaraz!
I w ten sposób zaczęła się ich największa
przygoda życia.
Albo raczej Hermiony Granger…
*
Puchaty śnieg padał wokoło, pokrywając ulice,
chodniki i domy. Słońce ukryło się za chmurami, gdzieniegdzie lekko
prześwitując. Ludzie praktycznie nie wychodzili z domów, chyba, że wymagała
tego ich sytuacja. O wiele bardziej woleli siedzieć w ciepłych pokojach, niż
marznąć na ulicach.
Mimo to na jezdni panował mały korek, który
ciągnął się jeszcze trzy przecznice dalej. Może nie byłoby w tym nic takiego,
gdyby nie zniecierpliwiona para, która nerwowo spoglądała w przednią szybę.
- Ile mamy czasu do odlotu? – spytał Ron,
mocniej zaciskając ręce na kierownicy.
Razem z Hermioną szukali trzy dni, aż w końcu
znaleźli idealne miejsce na wypoczynek. Małe wysepki, położone na wschód od
Afryki, dostępne tylko dla czarodziejów. Przyjęli ofertę, gdy tylko dowiedzieli
się, że są wolne miejsca.
Teraz siedzieli w mugolskim samochodzie,
próbując dostać się na lotnisko. Hermiona klęła, na czym świat stoi,
wypominając sobie taką gafę. Ani ona, ani Ron nie odnowili licencji na
teleportację zagraniczną, ponieważ nie spodziewali się, że gdziekolwiek wybiorą
się, w najbliższej przyszłości. Czasem los płata figle.
Kobieta spojrzała na zegarek, oddychając z ulgą.
- Dwie godziny. Zdążymy.
*
- Jak Merlina kocham, to ostatni raz, kiedy
leciałem samotolem!
- Samolotem, Ronaldzie.
Bardzo starała się, by jej głos brzmiał
poważnie, ale patrząc na swojego chłopaka, musiała się roześmiać. Ron miał tak
komicznie przerażoną minę, że nie sposób było się nie uśmiechnąć.
Kiedy dotarli na lotnisko, skierowali się do
specjalnego wydziału linii lotniczych, które prowadziła grupka czarodziei.
Szybko odebrali bilety, zajmując miejsca w samolocie.
Wspomniała mimochodem zdarzenie z owego środku
transportu, gdy to Ron zaczął panikować podczas startu. Jakiś miły, starszy pan
próbował mu powiedzieć, że to nic takiego, a pierwszy lot zawsze jest straszny,
lecz rudzielec tylko nawrzeszczał na niego, sugerując masochistyczny tryb
życia.
Zaśmiała się jeszcze głośniej, czym wkurzyła
mężczyznę.
- Dzięki – prychnął. – Więcej tym czymś nie
lecę!
*
Powiedzieć, że wyspa, na której się znaleźli,
jest piękna, było wielkim niedopatrzeniem. Wysokie, rozłożyste drzewa porastały
środkową część, zaś na plaży królowały kokosowe palmy. Całą wyspę pokrywała
soczyście zielona, idealnie przystrzyżona trawa.
Domki, w których zatrzymywali się goście, były w
całości wykonane z drewna. Mały pokoik, który był sypialnią zawierał
dwuosobowe, mahoniowe łóżko, dwa fotele i stolik. Dwa, pojedyncze okna
wpuszczały do pomieszczenia tysiące promieni, skutecznie oświetlając cały
pokoik. Dwie pary drzwi prowadziły po kolei do małej łazienki z wanną i
toaletą, zaś drugimi wychodziło się prosto na plażę.
Hermiona, jak zahipnotyzowana, wpatrywała się w
przejrzysty ocean, którego fale obmywały drobniutki piasek. Poczuła, jak od
tyłu obejmuje ją Ron.
- Pięknie tu – szepnął w jej włosy, a ona
uśmiechnęła się lekko.
Wakacje czas zacząć!
Marcia, to jest krótkie!
OdpowiedzUsuńWiem, że tak planowałaś pierwszą część, ale... TO JEST KRÓTKIE! :(
Moja ulubiona miniaturka. Nie mogę się doczekać kolejnej części - będzie Draco <3
Jeżeli nie pozmieniałaś nic, to wyjdzie zajebiście :D A jeżeli pozmieniałaś, to też...
Wejdę na skype'a, ale jak nauczę się biologii. Babka mnie ciśnie :/ Sama dobrze wiesz, kujonie :(
A ja, Karolina, błagam na kolanach, byś dodała szybciej kolejną część, albowiem tak chcę!
Samolub ze mnie, ale to już wiesz.
Dzięki za info o rozdziale, może skomentuję pierwsza :P
Do jutra maluszku ;*
No wiem, że krótkie, ale miało takie być! Robię napięcie :( (chyba...)
UsuńNie zmieniłam, ale dodałam parę rzeczy - przyślę ci próbkę i ocenisz :)
Oj tam, ciśnie. Po prostu cię nie lubi :D
Do zobaczenia :)
PS. Ach, specjalnie zostałam, żeby od razu odpowiedzieć :D
Super się zapowiada:D ciekawe, co będzie dalej? Hermiona jak widać ma bardzo dobre stosunki z Ronem... zobaczymy jak się zmienią:P:P
OdpowiedzUsuńZobaczymy, zobaczymy :)
UsuńNie lubię, kiedy Ron jest złym, sadystycznym chłopakiem, dlatego u mnie będzie w miarę normalny :D
Znalazłam Twojego bloga przez przypadek i bardzo się z tego cieszę :-) Lubię szczęśliwe zakończenia więc na pewno będę tu zaglądać!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ( Też piszę miniaturki ze szczęśliwymi zakończeniami :-))
mojeminiopowiadania.blogspot.com
Dziękuję za odwiedziny :)
UsuńIdę zobaczyć twojego bloga :)