Cześć :)
Witam Was
po krótkiej przerwie. To „coś” jest nową miniaturką, ponieważ czwarta część „Rajskich
wakacji”… No, nie ma jej. Usunęłam ją, kiedy robiłam porządki w folderach :(
Ale, ale!
Jest pierwsza część „Najdziwniejszych walentynek”, więc nie może być tak źle.
Zazwyczaj
przy pisaniu takich miniaturek, autorkom towarzyszą kojące nuty miłosnych
piosenek, radosne wspomnienia i wizja nieśmiertelnego uczucia. Przyznam się bez
bicia, że to, co przeczytacie, będzie dalekie od romantycznych buziaków i wielkiej
miłości.
Część napisana przy: Vader – „Never say my name” oraz Behemoth
„Alas, Lord is upon me”…
Fajnej
muzyki słucham, nie ma co xD
Miłego
(oby) czytania,
Halt
Wenner :)
*
Kurtka, torebka i papierowy kubeczek z latte. W
biegu złapała klucze, dopinając ostatnie guziki swetra.
- Rex! – zawołała głośno, narzucając na siebie
kurtkę. – Rex! – krzyknęła głośniej. Z pokoju obok wybiegł zaspany owczarek
niemiecki, merdając ogonem. Przekrzywił łebek i popatrzył z uwagą na swoją
panią. Kobieta przyklękła, drapiąc pupila za uchem. – Wrócę wieczorem, bądź
grzeczny – pouczyła zwierzaka, ostatni raz głaskając jego sierść. On zaś wesoło
szczeknął, podnosząc do góry lewą łapę. Brunetka uśmiechnęła się i pomachała
Rexowi. Chwyciła wszystkie potrzebne rzeczy i czym prędzej popędziła do pracy.
*
Ruch tego dnia był niesamowicie wielki. Ulice
stały w korkach, a nerwowe trąbienie denerwowało ludzi. Zapchane chodniki
dudniły od odgłosu stawianych kroków i rozmów przechodniów. Dzień świętego
Walentego przyprawiał ludzi o zawroty głowy.
Mężczyźni spieszyli podenerwowani, wchodząc po
drodze do drogerii i kwiaciarni, by obdarzyć swe wybranki prezentami. Kobiety
zaś szły uśmiechnięte, rozmyślając nad przebiegiem dzisiejszego dnia. Wszystko
miało pójść idealnie!
Tylko jedna osoba, nie przejmująca się wagą
dzisiejszego święta, kroczyła po betonowym chodniku, dzierżąc w ręce ważne
dokumenty. Nawet w dniu zakochanych musiała skupić całą swoją uwagę na pracy,
ale taka właśnie była Hermiona Granger. Ciężko stąpająca po ziemi, nie
przejmująca się romantycznymi bzdetami.
Rozejrzała się wokoło, szukając wzrokiem
jakiegoś pojazdu. Gdy żadnego nie znalazła, przeszła na drugą stronę ulicy, po
drodze napotykając całującą się parę. Prychnęła zniesmaczona, ale prędko
zapomniała o tym zdarzeniu. Znowu sprawdziła okolicę, nim jej różdżka, cztery
razy zastukała w ceglany mur, udostępniając jej wejście do Ministerstwa Magii.
Uśmiechnęła się dumnie, patrząc na swój wynalazek. Osobne wejście dla
pracowników było łatwiej dostępne, przez co czarodzieje mogli zacząć swoją
;pracę szybciej. A im szybciej zaczną, tym więcej zdążą jej wykonać, co w
mniemaniu Hermiony było spełnieniem jej marzeń. Gorzej z pracownikami…
Aż przystanęła z wrażenia, gdy ostatnia cegła
powróciła na swoje miejsce. To nie było jej Ministerstwo. Bardziej przypomniało
powiększony gabinet Dolores Umbridge.
Jej siedziba oazy i spokoju… Była cała w różu!
Podłoga z ciemnego drewna zmieniła się w jaskrawo czerwony dywan, rozchodzący
się w każdym kierunku. Ściany i sufity zdobiły różne odcienie różowego
konfetti, a niektóre z nich eksplodowały od czasu do czasu, wypuszczając przy
tym kolorowe serduszka. Kominki przystrojone zostały małymi amorkami, które
obdarowywały przybyłych czekoladowymi łakociami. A Fontanna Magiczneo
Braterstwa…
Hermiona złapała się za głowę, czując jak jej
prawa powieka zaczyna nerwowo drgać. Wiedziała, kto stał za tymi wygłupami,
dlatego raźnym krokiem pospieszyła w stronę wind. Poprzysięgła zemstę, a będzie
ona słodka.
*
Z kwaśną miną przyglądała się szczęśliwym
czarodziejom, z którymi miała nieszczęście jechać. Uśmiechnięta Margaret Ebor i
rozpromieniony Johnny O’Firerr byli najgorszym towarzystwem tego dnia.
- Och, genialne, genialne! – zachwycała się
Margaret, chwaląc pomysł Ministra Magii, odpowiedzialnego za dzisiejszą
katastrofę. – I te amorki! Ach, wyszłam z kominka i dostała czekoladki w
kształcie rybek, które układają się w serduszko! Zobacz!
Zaciekawiony Johnny spojrzał na małe pudełko,
spoczywające w rękach blondynki. Na jego twarzy zabłysło rozczulenie, gdy
obejrzał małe dzieła sztuki.
- Rzeczywiście, całkiem urocze. Co o tym
myślisz, Hermiono?
Zaskoczona brunetka odwróciła się w ich stronę,
przybierając na twarz sztuczny uśmiech.
- Zapewne – przytaknęła, zgryźliwie akcentując
swoją wypowiedź. – Byleby tylko nie smakowały jak surowa ryba.
W o wiele lepszym humorze opuściła windę,
zostawiając osłupiałych przyjaciół.
- Potrzebuje chłopaka – podsumowała z
przekonaniem Margaret, wrzucając jedną z czekoladek do ust. Johnny jedynie jej
przytaknął, niezdolny do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa.
Dziwna
kobieta, zdążył
pomyśleć, nim Margaret zaproponowała mu czekoladkę.
*
Kiedy tylko opuściła windę, z jej ust wyrwało
się westchnienie. Nigdy więcej podróży z tą dwójką. Ruszyła korytarzem
czwartego piętra, na końcu którego znajdowało się biuro Ministra. Jej zmory.
Minęła po drodze dziesiątki wesołych ludzi,
których starała się ignorować. Ledwo powstrzymała się od rzucenia zaklęcia na Harry’ego,
jedzącego spokojnie gofry. W kształcie serduszek. Z niepokojem stwierdziła, że
straciła przyjaciela. Oczywiście, z jego winy!
Doszła do ostatnich drzwi na korytarzu. Chodziło
tu niewiele osób, tylko te najbardziej zaufane lub ktoś, kto akurat musiał coś
przekazać. Z satysfakcją zanotowała tylko obecność starej pani Tamis. Kobieta
uśmiechnęła się do Hermiony, przywołując ją do siebie ręką.
- Witaj, Hermionko. Idziesz do Ministra? –
zagadnęła wesoło, podpierając brodę rękami. Brunetka pokiwała głową, nerwowo
patrząc na drzwi. Musi to załatwić teraz, albo nigdy! – W takim razie cię nie
zatrzymuje. Powodzenia – rzuciła konspiracyjnie pani Tamis, przypominając sobie
ostatnie stracie Ministra i Hermiony. Złamane kości i brak niektórych narządów
zewnętrznych i wewnętrznych były najłagodniejszymi skutkami.
Brunetka kiwnęła tylko głową, kierując się do
drzwi jej przeznaczenia. Czas skopać komuś tyłek.
*
- …Dlatego prosimy, Ministrze, o przeniesienie
bla, bla, bla… Odmowa. Prośba bla, bla, bla – odmowa. Ministrze, z wielkim
szacunkiem, lizusostwo bla, bla, bla… Odmowa.
Znudzony mężczyzna odsunął swój fotel od biurka,
z ulgą rozciągając zastane mięśnie. Nużąca praca wdała mu się we znaki,
zmuszając do nieustannego ziewania. Także teraz podniósł dłoń do ust, tłumiąc
potężny ziew. Z roztargnieniem spojrzał na stosik papierów, zalegający na jego
biurku, który aż prosił się, by spalić go w najbliższym kominku. No nic, trzeba
wracać do pracy…
Już miał zasiąść za biurkiem, gdy do jego uszu
dobiegło pukanie. Spojrzał z wdzięcznością na drzwi, entuzjastycznie wołając:
- Wejść!
Jego szczęście zwiększyło się tym bardziej,
kiedy ujrzał w drzwiach Hermionę Granger. Jednak zagnieździła się w nim także
nutka niepokoju – jeżeli Granger dowiedziała się, że to on kazał zmienić całe
Ministerstwo w krainę cukierków?
Jesteś
Ministrem, geniuszu! Tylko ty możesz zmienić wystrój!, podpowiedział mu
złośliwy głosik, który zignorował. Nikt nie będzie mu prawił kazań, nawet on
sam.
Usiadł wreszcie w fotelu, wygodnie się na nim
rozciągając. Założył ręce za głowę i skrzyżował nogi w kostkach, z udawanym
zaskoczeniem patrząc na wściekłą brunetkę. Mam
przesrane, zdążył pomyśleć, gdy wulkan w postaci Hermiony wybuchnął.
- Chcesz, żebym zeszła na zawał?! To jest
miejsce pracy, nie dom prostytutek „Pod różowym kucykiem”!
Mężczyzna uśmiechnął się leniwie, cały czas
obserwując gestykulującą Hermionę. Kiedy wymachiwała rękami na prawo i lewo,
jej sweter całkiem przyjemnie przylegał do ciała, które…
- Czy ty mnie słuchasz, Malfoy?! – krzyknęła
rozeźlona kobieta. Draco skrzywił się nieznacznie, ale z godnością
odpowiedział:
- Próbuję, Granger, ale twój sweterek bardzo
ładnie eksponuje twoje wdzięki. – Jego usta przyozdobił mały uśmiech,
powiększający się z chwili na chwilę, gdy kobieta czerwieniała ze złości i
zażenowania.
- Nie uda ci się – odparła z mocą.
- Zawsze tak mówisz.
- Zmień wystrój. Dowidzenia.
- Granger! – zatrzymał ja, kiedy jej ręka
sięgała po klamkę. Odwróciła się, rzucając mu poirytowane spojrzenie. –
Osiemnasta, kawa, u mnie?
Usłyszał tylko trzask zamykanych drzwi.
*
Kiedy niesforna gryfonka opuściła gabinet, Draco
odetchnął kilka razy, próbując przemyśleć wszystko, co przed chwilą zaszło. Co
znowu zrobił nie tak?! Kazał przystroić całe Ministerstwo, każdy, najmniejszy
zakamarek, by wzbudzić w Hermionie zachwyt i uwielbienie. Zyskał tylko
spojrzenie bazyliszka i rozwścieczoną Harpię. Nie było dobrze. Przecież kobiety
uwielbiały takie tandety! Serduszka, amorki i miłosne wyznania. Tony róży i
romantyczne kolacje. Klepnął się w czoło, kiedy uświadomił sobie jeden, bardzo
istotny szczegół.
To była Granger. Nie dla niej miłosne dyrdymały.
Czasami myślał, że zaimponować jej może tylko jeśli dołożyłby jej więcej pracy.
Nie było to zły pomysł, lecz dobry w ogóle. Granger trzeba rozgryźć, tylko
wtedy uda się zaprosić ją na randkę.
Nawet nie pamiętał, kiedy ta niepozorna gryfonka
zaczęła go interesować. Nie była piękna i bardzo kobieca. Raczej przeciętna.
Jej charakter skutecznie odstraszał najodważniejszych śmiałków, a nie
zamykające się usta mogły doprowadzić do poważniejszych zmian psychicznych.
Więc dlaczego on, Draco Malfoy, zainteresował się swoim byłym wrogiem?
Nie ukrywał, że mimo wielu, bardzo wielu,
irytujących cech, Granger posiadała kilka dobrych. Była nieprzeciętnie
inteligentna, co mógł zaobserwować zarówno w ich potyczkach słownych, jak i na
spotkaniach departamentów. Do tej pory wspominał osłupiałe miny kolegów, gdy
tłumaczyła projekt nowej ustawy mugolsko-magicznej.
Była też – na swój sposób – urocza. Malfoy wiele
razy stawał przed lusterm, wyrzucając sobie mięknięcie na stare lata, ale nic
nie mógł na to poradzić – stwierdził, że Granger jest słodka i tak zostanie.
Kiedy się uśmiechała w jej policzkach pojawiały się małe dołeczki. Zaś gdy
drapała się po nosie jej oczy mrużyły się w sposób, który zawracał blondynowi w
głowie.
Poczucie humoru i sarkazm szły jej w parze.
Ładne kości policzkowe i pełne usta dodawały urody. Pracowitość i dobry kontakt
ze wspólnikami tworzył z niej idealną podwładną.
Granger nie była idealna dla każdego, ale dla
Malfoya owszem. Doceniał w niej o wiele więcej, niż ona sama dostrzegała, i nie
mógł z tym sobie poradzić. Każda próba zaproszenia gdzieś brunetki kończyła się
fiaskiem, a rozpoczęcie normalnej rozmowy kłótnią. Mimo iż szanse, że Granger
zgodzi się z nim spotkać, była nikłe, Draco wierzył, że jego dzień w końcu
nadejdzie. A który jest lepszy od walentynek?
Jednak już po chwili zrozumiał okrutną prawdę –
Granger zmierzała do swojego gabinetu. A tam czekała na nią niespodzianka.
Malfoy,
jesteś debilem, optymistycznie
pomyślał blondyn, chowając twarz w dłoniach.
*
- Och, zobacz co dostałam!
- Piękny, Aly, piękny! Od Mike’a?
- Mhm. I jeszcze róże!
- Tak się cieszę kochana!
Hermiona mocniej zacisnęła szczęki, słuchając
kolejnych wesołych jazgotów swoich koleżanek. Od dobrych dwudziestu minut
zachwycały się prezentami, którymi zostały obdarowane tego szczególnego dnia.
Jak nie pierścionek, to kwiatki. A jak nie kwiatki, to czekoladki.
Z ulgą stwierdziła, że winda zatrzymała się na
jej piętrze. Opuściła ją w ekspresowym tempie, brnąc w stronę swojego gabinetu.
Jako szefowej departamentu Przestrzegania Prawa,
przysługiwał jej osobny gabinet, położony na końcu siódmego piętra. Minęła po
drodze kilka osób, z którymi przywitała się skinieniem głowy. Nie miała ochoty
na jakiekolwiek rozmowy. Bała się, że jakiś śmiałek raczy poruszyć temat
Walentynek, a to niewątpliwie skończyłoby się wizytą w Mungu.
Zapatrzona w jakiś dokument, wymacała ręką
klamkę, energicznie ją naciskając. Caly czas śledząc papierek wzrokiem zamknęła
drzwi, lecz kiedy miała ruszyć w stronę biurka, z lewej strony wydobyły się
pierwsze takty muzyki.
- Nie wiem
jak mam to zrobić, ona zawstydza mnie.
Strach ma
tak wielkie oczy, wokół ciemno jest.
Czuję się
jak Benjamin i udaję, że śpię.
Może walnę
kilka drinków, one nakręcą mnie,
Nakręcą
mnie!
Czerwony
jak cegła, rozgrzany jak piec,
Muszę
mieć, muszę ją mieć.
Nie mogę
tak odejść, gdy kusi mnie grzech.
Musze
mieć, muszę ją mieć!
- STOP! – krzyknęła brunetka, przerywając wpół nic
nie rozumiejącemu chłopakowi. Wyglądał na dosyć młodego – nie mógł mieć więcej,
niż siedemnaście lat. – Co to ma być? – zapytała, kipiąc w środku ze złości.
- Ja… - zająknął się chłopak, nerwowo przełykając
ślinę. – To znaczy… Jest jeszcze kilka zwrotek. Dedykacja dla Hermiony Granger
od Dracona Malfoya – wyjąkał słabo, widząc rosnąca furię w oczach kobiety.
- Idź. Stąd.
- Ale… to nie cała pio…
- IDŹ!
Wystraszony do cna dał nogę, w mgnieniu oka znikając
z widoku brunetki.
Minęło kilka, dłużących się sekund, nim jako
tako powrócił jej zdrowy rozsądek. Podeszła do drzwi, zamykając je dokładnie.
Kilka razy odetchnęła, by cała jej postawa zdołała ochłonąć, ale kiedy się
odwróciła, furia kobiety zaskakująco szybko zaczęła rosnąć.
Przez młodzika z gitarą zupełnie nie zwróciła
uwagi na wystrój swojego gabinetu. A na pewno nie wyglądał tak, jak wczoraj.
Dziesiątki zdjęć. Setki! A na każdym Draco
Malofy. Mrugający, śmiejący się, puszczający buziaki i wygłupiający się. Pod
każdym blondynem widniał duży, czerwony napis „Bądź moją walentynką!”. Wszędzie
leżały płatki róż, a niektóre z nich formowały się w kształt serduszek. Nad
głową Hermiony latał mały kupidynek, śmiejąc się radośnie, czym doprowadzał ją
do szewskiej pasji. Jej piękne, ręcznie rzeźbione meble pokrywały czerwone
obrusy i różowy brokat, zaś niegdyś kremowe ściany zastąpiła tandetna biała
tapeta, na której widniały kolejne zdjęcia Ministra.
Gdyby nie cichy głosik w głowie kobiety, gabinet
dawno stanąłby w ogniu. Po fakcie zorientowała się, że w jej ręce spoczywa
różdżka, wymierzona w najbliższą fotografię Malfoya. Opuściła ją, próbując się
jakoś opanować.
Po chwili, kolejny raz tego dnia, pędziła
biegiem w stronę biura blondyna.
*
Gdzieżby nie spojrzał, każda następna kryjówka
była gorsza od poprzedniej. Draco sprawdził już biurko, prywatną łazienkę,
szafę na kurtki oraz kominek, ale nigdzie nie czuł się bezpieczny. To, że
Granger wparuje tu niczym rozjuszony smok, było więcej niż prawdopodobne. Klął
na siebie, co chwilę odtwarzając w myślach wystrój gabinetu kobiety. Zabije go
jak nic.
Spojrzał z nadzieją na średniej wielkości
szafkę, modląc się w duchu, by jego plan się udał. Doskonale pamiętał dzień,
kiedy razem z Blaisem Zabinim utworzyli wąski tunel, prowadzący od gabinetu
blondyna do pokoju bruneta. Wygodna opcja, która nie wymagała dużo pracy.
Podniósł różdżkę, przypominając sobie w głowie zaklęcie.
- Asyn…
Nie dokończył formułki, gdyż magiczny patyk
wypadł z jego ręki, lądując na drugim końcu pokoju. Po mnie.
- Po tobie, Malfoy! – wywarczała Hermiona. Jej
mina nie zwiastowała niczego dobrego.
Super :) Nie mogę doczekać się następnej części :)
OdpowiedzUsuńJeżeli się uda, dodam trochę wcześniej niż w sobotę :)
UsuńNie no super pomysł na miniaturkę.
OdpowiedzUsuńPo prostu uwielbiam opowiadania, gdzie Malfoy przekonuje się, że to jednak Herm jest tą jedyną i próbuje ją zdobyć a Miona jest niedostępna i nieufna w stosunku do niego. To zawsze rodzi wspaniałe sytuacje ;)
A tak poza tym to biedna Herm. Całe Ministerstwo w różu... straszne...
No i ciekawe co się stanie z Draco, bo zemsta przyjemna raczej nie będzie...
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na dalszą część ;)
Zobaczymy... :)
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
Świetny pomysł. Czekam na kolejną część.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńO ja z tymi zdjeciami myslałam, że umrę ze śmiechu ... czekam na nn :-)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam czy wstawić tą scenę, ale widzę, że się podobało :)
UsuńDraco jest przeeeeuroczy ;) Jak taka miniaturka moze sie nie podobać?! Czekam na nn :D
OdpowiedzUsuńHa, chciałam, żeby taki wyszedł - moja ulubiona odsłona tego blondaska :D
UsuńPrzy tekście : "To jest miejsce pracy, nie dom prostytutek „Pod różowym kucykiem”! - dosłownie padłam. :D Masz świetne miniaturki. Tylko czekam na kontynuacje "Rajskich Wakacji i " "Najdziwniejszych Walentynek" :)
OdpowiedzUsuńżyczę weny i pozdrawiam, Dramione true Love :)
Dziękuję :) Tą kwestię usłyszałam kiedyś od koleżanki, dlatego przekażę jej ten komentarz - ucieszy się :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz kolejną czesc tej miniaturki ???
OdpowiedzUsuńGenialna miniaturka :D Gabinet Hermiony cały w zdjęciach Malfoya, wiele o tym marzy, a ona nie zadowolona. Czekam na kolejną część, a tym czasem zabieram się za czytanie Rajskich Wakacji :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie, Charly :)
je-veux-du-bonheur.blogspot.com
Gdzie następna część,no gdzie?
OdpowiedzUsuńMiniaturka CU-DO-WNA !
l.v
Wow nie było mnie tu jeszcze, fajny blog i świetna miniaturka. Draco ministrem - ciekawy pomysł ;) Wpadne na następną część.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Syntia ;)