sobota, 26 października 2013

Miniaturka III: Najdziwniejsze walentynki I

Cześć :)

Witam Was po krótkiej przerwie. To „coś” jest nową miniaturką, ponieważ czwarta część „Rajskich wakacji”… No, nie ma jej. Usunęłam ją, kiedy robiłam porządki w folderach :(
Ale, ale! Jest pierwsza część „Najdziwniejszych walentynek”, więc nie może być tak źle.
Zazwyczaj przy pisaniu takich miniaturek, autorkom towarzyszą kojące nuty miłosnych piosenek, radosne wspomnienia i wizja nieśmiertelnego uczucia. Przyznam się bez bicia, że to, co przeczytacie, będzie dalekie od romantycznych buziaków i wielkiej miłości.
Część napisana przy: Vader – „Never say my name” oraz Behemoth „Alas, Lord is upon me”…
Fajnej muzyki słucham, nie ma co xD

Miłego (oby) czytania,
Halt Wenner :)

*

Kurtka, torebka i papierowy kubeczek z latte. W biegu złapała klucze, dopinając ostatnie guziki swetra.
- Rex! – zawołała głośno, narzucając na siebie kurtkę. – Rex! – krzyknęła głośniej. Z pokoju obok wybiegł zaspany owczarek niemiecki, merdając ogonem. Przekrzywił łebek i popatrzył z uwagą na swoją panią. Kobieta przyklękła, drapiąc pupila za uchem. – Wrócę wieczorem, bądź grzeczny – pouczyła zwierzaka, ostatni raz głaskając jego sierść. On zaś wesoło szczeknął, podnosząc do góry lewą łapę. Brunetka uśmiechnęła się i pomachała Rexowi. Chwyciła wszystkie potrzebne rzeczy i czym prędzej popędziła do pracy.

*

Ruch tego dnia był niesamowicie wielki. Ulice stały w korkach, a nerwowe trąbienie denerwowało ludzi. Zapchane chodniki dudniły od odgłosu stawianych kroków i rozmów przechodniów. Dzień świętego Walentego przyprawiał ludzi o zawroty głowy.
Mężczyźni spieszyli podenerwowani, wchodząc po drodze do drogerii i kwiaciarni, by obdarzyć swe wybranki prezentami. Kobiety zaś szły uśmiechnięte, rozmyślając nad przebiegiem dzisiejszego dnia. Wszystko miało pójść idealnie!
Tylko jedna osoba, nie przejmująca się wagą dzisiejszego święta, kroczyła po betonowym chodniku, dzierżąc w ręce ważne dokumenty. Nawet w dniu zakochanych musiała skupić całą swoją uwagę na pracy, ale taka właśnie była Hermiona Granger. Ciężko stąpająca po ziemi, nie przejmująca się romantycznymi bzdetami.
Rozejrzała się wokoło, szukając wzrokiem jakiegoś pojazdu. Gdy żadnego nie znalazła, przeszła na drugą stronę ulicy, po drodze napotykając całującą się parę. Prychnęła zniesmaczona, ale prędko zapomniała o tym zdarzeniu. Znowu sprawdziła okolicę, nim jej różdżka, cztery razy zastukała w ceglany mur, udostępniając jej wejście do Ministerstwa Magii. Uśmiechnęła się dumnie, patrząc na swój wynalazek. Osobne wejście dla pracowników było łatwiej dostępne, przez co czarodzieje mogli zacząć swoją ;pracę szybciej. A im szybciej zaczną, tym więcej zdążą jej wykonać, co w mniemaniu Hermiony było spełnieniem jej marzeń. Gorzej z pracownikami…
Aż przystanęła z wrażenia, gdy ostatnia cegła powróciła na swoje miejsce. To nie było jej Ministerstwo. Bardziej przypomniało powiększony gabinet Dolores Umbridge.
Jej siedziba oazy i spokoju… Była cała w różu! Podłoga z ciemnego drewna zmieniła się w jaskrawo czerwony dywan, rozchodzący się w każdym kierunku. Ściany i sufity zdobiły różne odcienie różowego konfetti, a niektóre z nich eksplodowały od czasu do czasu, wypuszczając przy tym kolorowe serduszka. Kominki przystrojone zostały małymi amorkami, które obdarowywały przybyłych czekoladowymi łakociami. A Fontanna Magiczneo Braterstwa…
Hermiona złapała się za głowę, czując jak jej prawa powieka zaczyna nerwowo drgać. Wiedziała, kto stał za tymi wygłupami, dlatego raźnym krokiem pospieszyła w stronę wind. Poprzysięgła zemstę, a będzie ona słodka.

*

Z kwaśną miną przyglądała się szczęśliwym czarodziejom, z którymi miała nieszczęście jechać. Uśmiechnięta Margaret Ebor i rozpromieniony Johnny O’Firerr byli najgorszym towarzystwem tego dnia.
- Och, genialne, genialne! – zachwycała się Margaret, chwaląc pomysł Ministra Magii, odpowiedzialnego za dzisiejszą katastrofę. – I te amorki! Ach, wyszłam z kominka i dostała czekoladki w kształcie rybek, które układają się w serduszko! Zobacz!
Zaciekawiony Johnny spojrzał na małe pudełko, spoczywające w rękach blondynki. Na jego twarzy zabłysło rozczulenie, gdy obejrzał małe dzieła sztuki.
- Rzeczywiście, całkiem urocze. Co o tym myślisz, Hermiono?
Zaskoczona brunetka odwróciła się w ich stronę, przybierając na twarz sztuczny uśmiech.
- Zapewne – przytaknęła, zgryźliwie akcentując swoją wypowiedź. – Byleby tylko nie smakowały jak surowa ryba.
W o wiele lepszym humorze opuściła windę, zostawiając osłupiałych przyjaciół.
- Potrzebuje chłopaka – podsumowała z przekonaniem Margaret, wrzucając jedną z czekoladek do ust. Johnny jedynie jej przytaknął, niezdolny do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa.
Dziwna kobieta, zdążył pomyśleć, nim Margaret zaproponowała mu czekoladkę.

*

Kiedy tylko opuściła windę, z jej ust wyrwało się westchnienie. Nigdy więcej podróży z tą dwójką. Ruszyła korytarzem czwartego piętra, na końcu którego znajdowało się biuro Ministra. Jej zmory.
Minęła po drodze dziesiątki wesołych ludzi, których starała się ignorować. Ledwo powstrzymała się od rzucenia zaklęcia na Harry’ego, jedzącego spokojnie gofry. W kształcie serduszek. Z niepokojem stwierdziła, że straciła przyjaciela. Oczywiście, z jego winy!
Doszła do ostatnich drzwi na korytarzu. Chodziło tu niewiele osób, tylko te najbardziej zaufane lub ktoś, kto akurat musiał coś przekazać. Z satysfakcją zanotowała tylko obecność starej pani Tamis. Kobieta uśmiechnęła się do Hermiony, przywołując ją do siebie ręką.
- Witaj, Hermionko. Idziesz do Ministra? – zagadnęła wesoło, podpierając brodę rękami. Brunetka pokiwała głową, nerwowo patrząc na drzwi. Musi to załatwić teraz, albo nigdy! – W takim razie cię nie zatrzymuje. Powodzenia – rzuciła konspiracyjnie pani Tamis, przypominając sobie ostatnie stracie Ministra i Hermiony. Złamane kości i brak niektórych narządów zewnętrznych i wewnętrznych były najłagodniejszymi skutkami.
Brunetka kiwnęła tylko głową, kierując się do drzwi jej przeznaczenia. Czas skopać komuś tyłek.

*

- …Dlatego prosimy, Ministrze, o przeniesienie bla, bla, bla… Odmowa. Prośba bla, bla, bla – odmowa. Ministrze, z wielkim szacunkiem, lizusostwo bla, bla, bla… Odmowa.
Znudzony mężczyzna odsunął swój fotel od biurka, z ulgą rozciągając zastane mięśnie. Nużąca praca wdała mu się we znaki, zmuszając do nieustannego ziewania. Także teraz podniósł dłoń do ust, tłumiąc potężny ziew. Z roztargnieniem spojrzał na stosik papierów, zalegający na jego biurku, który aż prosił się, by spalić go w najbliższym kominku. No nic, trzeba wracać do pracy…
Już miał zasiąść za biurkiem, gdy do jego uszu dobiegło pukanie. Spojrzał z wdzięcznością na drzwi, entuzjastycznie wołając:
- Wejść!
Jego szczęście zwiększyło się tym bardziej, kiedy ujrzał w drzwiach Hermionę Granger. Jednak zagnieździła się w nim także nutka niepokoju – jeżeli Granger dowiedziała się, że to on kazał zmienić całe Ministerstwo w krainę cukierków?
Jesteś Ministrem, geniuszu! Tylko ty możesz zmienić wystrój!, podpowiedział mu złośliwy głosik, który zignorował. Nikt nie będzie mu prawił kazań, nawet on sam.
Usiadł wreszcie w fotelu, wygodnie się na nim rozciągając. Założył ręce za głowę i skrzyżował nogi w kostkach, z udawanym zaskoczeniem patrząc na wściekłą brunetkę. Mam przesrane, zdążył pomyśleć, gdy wulkan w postaci Hermiony wybuchnął.
- Chcesz, żebym zeszła na zawał?! To jest miejsce pracy, nie dom prostytutek „Pod różowym kucykiem”!
Mężczyzna uśmiechnął się leniwie, cały czas obserwując gestykulującą Hermionę. Kiedy wymachiwała rękami na prawo i lewo, jej sweter całkiem przyjemnie przylegał do ciała, które…
- Czy ty mnie słuchasz, Malfoy?! – krzyknęła rozeźlona kobieta. Draco skrzywił się nieznacznie, ale z godnością odpowiedział:
- Próbuję, Granger, ale twój sweterek bardzo ładnie eksponuje twoje wdzięki. – Jego usta przyozdobił mały uśmiech, powiększający się z chwili na chwilę, gdy kobieta czerwieniała ze złości i zażenowania.
- Nie uda ci się – odparła z mocą.
- Zawsze tak mówisz.
- Zmień wystrój. Dowidzenia.
- Granger! – zatrzymał ja, kiedy jej ręka sięgała po klamkę. Odwróciła się, rzucając mu poirytowane spojrzenie. – Osiemnasta, kawa, u mnie?
Usłyszał tylko trzask zamykanych drzwi.

*

Kiedy niesforna gryfonka opuściła gabinet, Draco odetchnął kilka razy, próbując przemyśleć wszystko, co przed chwilą zaszło. Co znowu zrobił nie tak?! Kazał przystroić całe Ministerstwo, każdy, najmniejszy zakamarek, by wzbudzić w Hermionie zachwyt i uwielbienie. Zyskał tylko spojrzenie bazyliszka i rozwścieczoną Harpię. Nie było dobrze. Przecież kobiety uwielbiały takie tandety! Serduszka, amorki i miłosne wyznania. Tony róży i romantyczne kolacje. Klepnął się w czoło, kiedy uświadomił sobie jeden, bardzo istotny szczegół.
To była Granger. Nie dla niej miłosne dyrdymały. Czasami myślał, że zaimponować jej może tylko jeśli dołożyłby jej więcej pracy. Nie było to zły pomysł, lecz dobry w ogóle. Granger trzeba rozgryźć, tylko wtedy uda się zaprosić ją na randkę.
Nawet nie pamiętał, kiedy ta niepozorna gryfonka zaczęła go interesować. Nie była piękna i bardzo kobieca. Raczej przeciętna. Jej charakter skutecznie odstraszał najodważniejszych śmiałków, a nie zamykające się usta mogły doprowadzić do poważniejszych zmian psychicznych. Więc dlaczego on, Draco Malfoy, zainteresował się swoim byłym wrogiem?
Nie ukrywał, że mimo wielu, bardzo wielu, irytujących cech, Granger posiadała kilka dobrych. Była nieprzeciętnie inteligentna, co mógł zaobserwować zarówno w ich potyczkach słownych, jak i na spotkaniach departamentów. Do tej pory wspominał osłupiałe miny kolegów, gdy tłumaczyła projekt nowej ustawy mugolsko-magicznej.
Była też – na swój sposób – urocza. Malfoy wiele razy stawał przed lusterm, wyrzucając sobie mięknięcie na stare lata, ale nic nie mógł na to poradzić – stwierdził, że Granger jest słodka i tak zostanie. Kiedy się uśmiechała w jej policzkach pojawiały się małe dołeczki. Zaś gdy drapała się po nosie jej oczy mrużyły się w sposób, który zawracał blondynowi w głowie.
Poczucie humoru i sarkazm szły jej w parze. Ładne kości policzkowe i pełne usta dodawały urody. Pracowitość i dobry kontakt ze wspólnikami tworzył z niej idealną podwładną.
Granger nie była idealna dla każdego, ale dla Malfoya owszem. Doceniał w niej o wiele więcej, niż ona sama dostrzegała, i nie mógł z tym sobie poradzić. Każda próba zaproszenia gdzieś brunetki kończyła się fiaskiem, a rozpoczęcie normalnej rozmowy kłótnią. Mimo iż szanse, że Granger zgodzi się z nim spotkać, była nikłe, Draco wierzył, że jego dzień w końcu nadejdzie. A który jest lepszy od walentynek?
Jednak już po chwili zrozumiał okrutną prawdę – Granger zmierzała do swojego gabinetu. A tam czekała na nią niespodzianka.
Malfoy, jesteś debilem, optymistycznie pomyślał blondyn, chowając twarz w dłoniach.

*

- Och, zobacz co dostałam!
- Piękny, Aly, piękny! Od Mike’a?
- Mhm. I jeszcze róże!
- Tak się cieszę kochana!
Hermiona mocniej zacisnęła szczęki, słuchając kolejnych wesołych jazgotów swoich koleżanek. Od dobrych dwudziestu minut zachwycały się prezentami, którymi zostały obdarowane tego szczególnego dnia. Jak nie pierścionek, to kwiatki. A jak nie kwiatki, to czekoladki.
Z ulgą stwierdziła, że winda zatrzymała się na jej piętrze. Opuściła ją w ekspresowym tempie, brnąc w stronę swojego gabinetu.
Jako szefowej departamentu Przestrzegania Prawa, przysługiwał jej osobny gabinet, położony na końcu siódmego piętra. Minęła po drodze kilka osób, z którymi przywitała się skinieniem głowy. Nie miała ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Bała się, że jakiś śmiałek raczy poruszyć temat Walentynek, a to niewątpliwie skończyłoby się wizytą w Mungu.
Zapatrzona w jakiś dokument, wymacała ręką klamkę, energicznie ją naciskając. Caly czas śledząc papierek wzrokiem zamknęła drzwi, lecz kiedy miała ruszyć w stronę biurka, z lewej strony wydobyły się pierwsze takty muzyki.
- Nie wiem jak mam to zrobić, ona zawstydza mnie.
Strach ma tak wielkie oczy, wokół ciemno jest.
Czuję się jak Benjamin i udaję, że śpię.
Może walnę kilka drinków, one nakręcą mnie,
Nakręcą mnie!
Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec,
Muszę mieć, muszę ją mieć.
Nie mogę tak odejść, gdy kusi mnie grzech.
Musze mieć, muszę ją mieć!
- STOP! – krzyknęła brunetka, przerywając wpół nic nie rozumiejącemu chłopakowi. Wyglądał na dosyć młodego – nie mógł mieć więcej, niż siedemnaście lat. – Co to ma być? – zapytała, kipiąc w środku ze złości.
- Ja… - zająknął się chłopak, nerwowo przełykając ślinę. – To znaczy… Jest jeszcze kilka zwrotek. Dedykacja dla Hermiony Granger od Dracona Malfoya – wyjąkał słabo, widząc rosnąca furię w oczach kobiety.
- Idź. Stąd.
- Ale… to nie cała pio…
- IDŹ!
Wystraszony do cna dał nogę, w mgnieniu oka znikając z widoku brunetki.
Minęło kilka, dłużących się sekund, nim jako tako powrócił jej zdrowy rozsądek. Podeszła do drzwi, zamykając je dokładnie. Kilka razy odetchnęła, by cała jej postawa zdołała ochłonąć, ale kiedy się odwróciła, furia kobiety zaskakująco szybko zaczęła rosnąć.
Przez młodzika z gitarą zupełnie nie zwróciła uwagi na wystrój swojego gabinetu. A na pewno nie wyglądał tak, jak wczoraj.
Dziesiątki zdjęć. Setki! A na każdym Draco Malofy. Mrugający, śmiejący się, puszczający buziaki i wygłupiający się. Pod każdym blondynem widniał duży, czerwony napis „Bądź moją walentynką!”. Wszędzie leżały płatki róż, a niektóre z nich formowały się w kształt serduszek. Nad głową Hermiony latał mały kupidynek, śmiejąc się radośnie, czym doprowadzał ją do szewskiej pasji. Jej piękne, ręcznie rzeźbione meble pokrywały czerwone obrusy i różowy brokat, zaś niegdyś kremowe ściany zastąpiła tandetna biała tapeta, na której widniały kolejne zdjęcia Ministra.
Gdyby nie cichy głosik w głowie kobiety, gabinet dawno stanąłby w ogniu. Po fakcie zorientowała się, że w jej ręce spoczywa różdżka, wymierzona w najbliższą fotografię Malfoya. Opuściła ją, próbując się jakoś opanować.
Po chwili, kolejny raz tego dnia, pędziła biegiem w stronę biura blondyna.

*

Gdzieżby nie spojrzał, każda następna kryjówka była gorsza od poprzedniej. Draco sprawdził już biurko, prywatną łazienkę, szafę na kurtki oraz kominek, ale nigdzie nie czuł się bezpieczny. To, że Granger wparuje tu niczym rozjuszony smok, było więcej niż prawdopodobne. Klął na siebie, co chwilę odtwarzając w myślach wystrój gabinetu kobiety. Zabije go jak nic.
Spojrzał z nadzieją na średniej wielkości szafkę, modląc się w duchu, by jego plan się udał. Doskonale pamiętał dzień, kiedy razem z Blaisem Zabinim utworzyli wąski tunel, prowadzący od gabinetu blondyna do pokoju bruneta. Wygodna opcja, która nie wymagała dużo pracy. Podniósł różdżkę, przypominając sobie w głowie zaklęcie.
- Asyn…
Nie dokończył formułki, gdyż magiczny patyk wypadł z jego ręki, lądując na drugim końcu pokoju. Po mnie.

- Po tobie, Malfoy! – wywarczała Hermiona. Jej mina nie zwiastowała niczego dobrego. 

17 komentarzy:

  1. Super :) Nie mogę doczekać się następnej części :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli się uda, dodam trochę wcześniej niż w sobotę :)

      Usuń
  2. Nie no super pomysł na miniaturkę.
    Po prostu uwielbiam opowiadania, gdzie Malfoy przekonuje się, że to jednak Herm jest tą jedyną i próbuje ją zdobyć a Miona jest niedostępna i nieufna w stosunku do niego. To zawsze rodzi wspaniałe sytuacje ;)

    A tak poza tym to biedna Herm. Całe Ministerstwo w różu... straszne...
    No i ciekawe co się stanie z Draco, bo zemsta przyjemna raczej nie będzie...

    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na dalszą część ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy... :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Świetny pomysł. Czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  4. O ja z tymi zdjeciami myslałam, że umrę ze śmiechu ... czekam na nn :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam czy wstawić tą scenę, ale widzę, że się podobało :)

      Usuń
  5. Draco jest przeeeeuroczy ;) Jak taka miniaturka moze sie nie podobać?! Czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, chciałam, żeby taki wyszedł - moja ulubiona odsłona tego blondaska :D

      Usuń
  6. Przy tekście : "To jest miejsce pracy, nie dom prostytutek „Pod różowym kucykiem”! - dosłownie padłam. :D Masz świetne miniaturki. Tylko czekam na kontynuacje "Rajskich Wakacji i " "Najdziwniejszych Walentynek" :)
    życzę weny i pozdrawiam, Dramione true Love :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Tą kwestię usłyszałam kiedyś od koleżanki, dlatego przekażę jej ten komentarz - ucieszy się :D

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy dodasz kolejną czesc tej miniaturki ???

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialna miniaturka :D Gabinet Hermiony cały w zdjęciach Malfoya, wiele o tym marzy, a ona nie zadowolona. Czekam na kolejną część, a tym czasem zabieram się za czytanie Rajskich Wakacji :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie, Charly :)
    je-veux-du-bonheur.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdzie następna część,no gdzie?
    Miniaturka CU-DO-WNA !
    l.v

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow nie było mnie tu jeszcze, fajny blog i świetna miniaturka. Draco ministrem - ciekawy pomysł ;) Wpadne na następną część.
    pozdrawiam Syntia ;)

    OdpowiedzUsuń